Florence Welch. Tej pani chyba nie muszę nikomu dokładnie przedstawiać. Najnowszą płytę – myślę, że tak.
”Ceremonials”, czyli ceremoniały, rytuały, obyczaje. Z jakiejś racji do samej osoby Florence bardzo mi to pasuje.
Ogólnie płyta bardzo mi się podoba. Jest rytmicznie, tanecznie a duże, huczne instrumentarium rzeczywiście przywodzi na myśl jakieś świąteczne obchody. Jednak z całą pewnością mogę stwierdzić, że pierwsza płyta była bardziej świeża i zróżnicowana pod względem utworów. No cóż, porównań nie da się uniknąć. Nie zamierzam analizować całej płyty od początku do końca, ale nie mogę się powstrzymać od luźnych skojarzeń muzycznych.
1. „Breaking down”, podobny rytm, tworzenie leniwego nastroju a później budowanie napięcia jak w utworze „Intervention” zespołu Arcade Fire.
2. „Never let me go” – nie jestem znawczynią muzyki Beyonce, ale mam wrażenie, że ten kawałek mógłby być w jej repertuarze :)
3. „Spectrum” – toż to Florencowo-maszynowa wersja „Electric Feel” zespołu MGMT!
Pisząc o Florence Welch nie można zapominać, że za jej muzyką stoi jeszcze wspaniały zespół („and the Machine”). Oczywiście przy odsłuchiwaniu płyty natłok dźwięków sprawia, że ciężko wyłonić pojedynczych instrumentalistów. Najbardziej wypadałoby przestawić Toma Mongera (harfa), wyróżniam go chyba głównie ze względu na to, że mężczyzna grający na takowym instrumencie jest no cóż… rzadkością (na myśl przychodzi mi tylko Adolph „Harpo” Marx).
PS polecam najlepszy moim zdaniem wywiad Florence i zachęcam do obejrzenia więcej filmików z Nardwuarem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz